Wszystko, od wiejskich szkół po uniwersyteckie laboratoria, zostało założone bądź odnowione. Każdy, czy to uczeń, czy to profesor miał w tym udział. Ministrowie oświaty, popierani przez władze państwowe pojęli, że o ile trzeba pozwolić płynąć szerokim strumieniem nauczaniu początkowemu i nauczaniu drugiego stopnia, to trzeba się również zatroszczyć o źródło, czyli o szkolnictwo wyższe. Dali temu szkolnictwu należne mu miejsce. Tego typu nauczanie zawsze będzie zastrzeżone jedynie dla niewielu – ale od tych niewielu i od ich elity zależy pomyślność, chwała, a w ostatecznym rozrachunku także supremacja danego narodu.
Oto co zostanie powiedziane i co przyniesie zaszczyt tym, którzy wzbudzili i wsparli ten wielki ruch. Moim zdaniem, proszę państwa, jeśli mogłem się cieszyć tym, że w niektórych swoich badaniach dotarłem do poznania prawd, które czas uświęcił i dobył z nich obfity plon, stało się tak dlatego, że nie odmówiono mi niczego, co było niezbędne w moich pracach. W dniu, w którym, przeczuwając przyszłość, jaka miała się otworzyć przed odkryciem osłabienia wirusów, zwróciłem się wprost do mojego kraju, aby przez siłę i rozmach inicjatyw prywatnych pozwolił nam wznieść laboratoria, które nie tylko zajęłyby się metodą zapobiegania wściekliźnie, lecz nadto badaniem chorób wirusowych i zakaźnych – w owym dniu Francja zaczęła nam dawać garściami. Dała zbiorowe subskrypcje, prywatne darowizny, prywatne datki pochodzące z fortun, które sieją dobrodziejstwami tak jak oracz sieje zboże; wniosła wszystko, nawet oszczędności, które robotnik odjął sobie z zapłaty za ciężką pracę.
Podczas gdy dokonywało się to francuskie dzieło skupienia, trzej władcy dali nam dowód rzeczywistej sympatii. Jego Wysokość Sułtan zapragnął być jednym z naszych subskrybentów; cesarz Brazylii, cesarz i człowiek nauki, dopisał swoje imię z radością konfratra, jak powiedział; car zaś ogłosił powrót Rosjan, których potraktowaliśmy jak naprawdę cesarski dar.
W obecności rosyjskich lekarzy, którzy będą pracować w naszych laboratoriach i są już wśród nas, kieruję do cara wyrazy naszej pełnej szacunku wdzięczności.
Wiedzą już Państwo w jaki sposób wszystkie te kwoty zostały zgromadzone w Crédit Foncie de France i jaki uczyniono z nich pożytek. Jednakże pan Christophle nie powiedział wam jednego – z jaką troską zarządzał tym narodowym dobrem.
Nim położono kamień węgielny, komitet patronacki subskrypcji postanowił, bez mojego udziału, iż Instytut będzie nosić moje imię. Mam nadal obiekcje co do tytułu, który zastrzega dla człowieka hołd należny doktrynie. Choć jednak czuję się zakłopotany takim nadmiarem zaszczytu, tym większa i głębsza jest moja wdzięczność. Nigdy żaden Francuz przemawiający do innych Francuzów nie będzie bardziej wzruszony niż ja w chwili obecnej.
I oto wyrósł przed nami ten wielki dom, o którym można rzec, iż nie ma w nim ani jednego kamienia, który nie byłby materialnym znakiem szlachetnej myśli. Wszystkie cnoty złożyły się, by wznieść ten przybytek pracy. Niestety! Przybija mnie melancholia, bo wchodzę do niego jako człowiek, którego czas niejako minął, który nie ma już przy sobie żadnego ze swoich mistrzów ani nawet żadnego z towarzyszy walki, ani Dumasa, ani Bouleya, ani Paula Berta, ani Vulpiana, który, po przyłączeniu się do ciebie, mój drogi Grancher, doradco w pierwszych chwilach, stał się najbardziej przekonanym i najbardziej zdecydowanym obrońcą tej metody! W każdym razie, o ile z bólem mówię sobie: ich już nie ma, po odważnym wzięciu udziału w dyskusjach, których nigdy nie prowokowałem, ale które musiałem znosić; jeśli nie mogą słyszeć, jak głoszę, ile zawdzięczam ich radom i wsparciu; jeśli czuję się równie zasmucony ich odejściem jak w dzień po ich śmierci – pociesza mnie przynajmniej myśl, że wszystko, czego razem broniliśmy, nie zginie. Naszą naukową wiarę podzielają obecni tu współpracownicy i uczniowie.
Działem leczenia wścieklizny będzie kierował profesor Grancher, przy współpracy doktorów Chantemesse’a, Charrinna i Terrillona.
Pan minister oświaty upoważnił pana Duclaux, najstarszego z moich uczniów i współpracowników, dziś wykładowcy na wydziale nauk ścisłych, do przeniesienia tu kursu chemii biologicznej, który prowadzi na Sorbonie. Będzie kierował laboratorium mikrobiologii ogólnej. Pan Chamberland będzie się zajmować związkami mikrobiologii w medycynie. Dwaj rosyjscy uczeni, dr Miecznikow i dr Gamaleja, pragną z nami współpracować. Ich domeną będzie morfologia organizmów niższych i mikrobia porównawcza.
Znane są Państwu nadzieje, jakie wiążemy z pracami doktora Gamalei. Specjalnie używam słowa „nadzieje”. Zastosowanie u człowieka wciąż nie nastąpiło – ale najtrudniejszy etap za nami.
Ukonstytuowany tak, jak powiedziałem, nasz Instytut będzie zarazem przychodnią, w której będzie się leczyć wściekliznę, ośrodkiem badawczym chorób zakaźnych i ośrodkiem oświatowym zajmującym się studiami związanymi z mikrobią. Nauka ta, zrodzona wczoraj, lecz zrodzona w pełnym rynsztunku, czerpie tak wielką siłę ze swoich nowych zwycięstw, że pociąga za sobą wszystkie umysły.
Zachowajcie ten entuzjazm, który mieliście od początku, moi drodzy współpracownicy, ale dajcie mu nieodłączną towarzyszkę – surową kontrolę. Nie występujcie z niczym, co nie da się udowodnić w sposób prosty i ostateczny. Szanujcie w najwyższym stopniu zmysł krytyczny. Sam w sobie ani nie tworzy on pomysłów, ani nie pobudza rzeczy wielkich. Bez niego wszystko podupada. On ma zawsze ostatnie słowo. Proszę was tutaj, a wy z kolei będziecie prosić waszych uczniów podczas ich kształcenia, o to, co najtrudniejsze dla wynalazcy. Sądzić, że się odkryło ważny fakt naukowy, palić się do jego ogłoszenia i walczyć z samym sobą, by zmusić się do obrócenia wniwecz własnych eksperymentów, a ogłaszać odkrycie dopiero wówczas, gdy wyczerpiemy wszystkie przeciwne hipotezy – tak, to ciężkie zadanie. Kiedy jednak, po tak wielu wysiłkach, zyskujemy wreszcie pewność, doświadczamy jednej z największych radości, jaką może odczuwać dusza ludzka; natomiast myśl, iż przyczynimy się do chwały swojego kraju, czyni tę radość jeszcze większą. O ile nauka nie ma ojczyzny, o tyle człowiek nauki powinien mieć ojczyznę i z nią przenosić wpływ, jaki jego prace mogą wywierać na świat.
Panie Prezydencie, gdyby było mi wolno zakończyć refleksją filozoficzną, jaką wzbudza we mnie pańska obecność na tej sali przeznaczonej do pracy, powiedziałbym, że dziś zdają się walczyć ze sobą dwojakiego rodzaju, sprzeczne prawa: prawo krwi i śmierci, które wymyślając codziennie nowe środki walki, zmusza ludzi, by byli wciąż gotowi iść na pole bitewne, i prawo pokoju, pracy, dobra, które ma na celu jedynie uwalnianie człowieka od osaczających go plag. Jedno prawo dąży tylko do pełnych przemocy podbojów, drugie tylko do ukojenia ludzkości. To prawo stawia życie ludzkie ponad wszelkimi zwycięstwami, tamto poświęciłoby setki tysięcy istnień dla ambicji jednego z nich.
Prawo, którego instrumentem my jesteśmy, próbuje nawet pośród rzezi leczyć krwawe nieszczęścia tego prawa wojny. Opatrunki z zastosowaniem naszych metod antyseptycznych mogą ocalić tysiące żołnierzy. Które z tych dwóch praw zyska przewagę? Bóg jeden wie. Możemy jednak zapewnić, że francuska nauka, posłuszna prawu humanitarnemu, będzie usiłowała przesuwać granice życia.
Źródło: Otwarcie Instytutu Pasteura. Sprawozdanie. Sceaux 1888